Dramat 89-latka przyprawia o łzy. Cała Polska podaje dalej dantejskie sceny z bydgoskiego szpitala!

W czwartkowy wieczór media społecznościowe obiegła wstrząsająca historia 89-latka z Bydgoszczy. Jego wnuczka, Pani Agnieszka na swoim facebookowym koncie postanowiła podzielić się tym, jakie piekło przechodzi jej dziadek w jednym z bydgoskich szpitali. To z jaka bezdusznoscia personelu medycznego jest traktowany moj dziadek w szpitalu im. Jurasza w Bydgoszczy niech bedzie przestroga dla innych. – rozpoczęła swój szokujący wpis. Wśród internautów wywołał on oburzenie tak ogromne, że większość z nich chce, aby sprawą zajęła się UWAGA! TVN. 

Dnia 5 kwietnia br. moj 89letni dziadek zostal przywieziony na izbe przyjec z ostrym bolem brzucha i wymiotami z krwia. Dziadek mial zrobiona lewatywe po czym zostal przyjety na oddzial chirurgii. Przez 3 dni mial podawany kisiel i na podstawie tego „dozywienia” stwierdzono, ze jelita pracuja. Zostal wypisany do domu. 
16 kwietnia dziadek dokladnie z tymi samymi objawami trafil ponownie do tego szpitala. Kolejna lewatywa i zapowiadalo sie na to, ze dziadek mial zostac ponownie wypisany. Mama pytajac czy na tym koniec? Jakies badania? A co jesli sytuacja sie powtorzy? Znowu pogotowie i tak w kolko? Uslyszala od lekarza „mozliwe, ze tak bedzie, przeciez ten Pan ma juz swoje lata, jelita nie pracuja tak jak powinny”. Zostal na obswerwacji.
17 kwietnia z diagnoza zagrozenia zycia trafil na stol operacyjny. Rak jelita grubego. Byla koniecznosc zastosowania stomii wyprowadzonej z jelita grubego. Na sali pooperacyjnej, na ktorej lezal 4 dni, gdzie PODOBNO jest opieka 24h nikt z personelu nie zauwazyl, ze stomia wpadla do brzucha .
Dnia 21 kwietnia dziadek zostal przewieziony na blok operacyjny po raz drugi. Rozlal sie kal, zapalenie otrzewnej. Byla koniecznosc wyprowadzenia drugiej stomii – z jelita cienkiego. Kazdego dnia zapewniano nas przez lekarzy, ze jest wszystko tak jak byc powinno. Mama idac do chirurga z zapytaniem o stan zdrowia swojego ojca uzyskala odpowiedz „prosze isc zapytac taty jak sie czuje”. Czy takie zachowanie ze stony lekarzy jest
na miejscu? Czy ktokolwiek takiej odpowiedzi sie spodziwal? Jak to jest mozliwe, ze stomia wpada do brzucha skoro jest przyszywana do skory? I z mojej strony w stosunku do lekarzy padlo to pytanie. Odpowiedz „najlepiej nalezy zapytac o to chirurga, ale dziadka tkanki ze wzgledu na wiek sa bardzo kruche”. Na dzien dzisiejszy dziadek ma dwie stomie, nie odrywaja sie, nie wpadaja… zaskakujace?
Po kilku dniach pobytu na chirurgi dziadek odzyskal swiadomosc. Az nagle… zatrzymanie akcji serca. 15min reanimacji, serce na nowo zaczelo bic. Zaden z personelu nie powiadomil nas o tym, gdzie jak sie wydaje jest to obowiazek szpitala powiadomienie rodziny o naglej zmianie stanu zdrowia. Wydawalo sie, ze juz nic gorszego nas jako rodziny nie moze spotkac. Ale to tylko poczatek koszmaru. Dziadek zostal przeniesiony na oddzial intensywnej terapii. Pomijam fakt, ze kazdego dnia zmienial sie lekarz prowadzacy. Kazdego dnia chodzac do lekarzy slyszelismy inne historie. Zadna nie byla zgodna. Jeden lekarz twierdzil, ze stan jest powazny, kolejnego dnia inny lekarz zapewnial nas, ze leki sa zmniejszane, jeszcze innego razu stanu zapalnego nie ma. No i dzien, w ktorym po okolo 2 tygodniach jedna z lekarzy na moje pytanie o zapalenie otrzewnej patrzyla na mnie z duzym zaskoczeniem. „Nie wiem czy jest Pani swiadoma, ze Pani dziadek ma OTWARTY BRZUCH”. Ludzie! Lekarze, do ktorych powinnismy miec zaufanie zatajaja przed nami tak wazne informacje? Zadna osoba, w rodzinie nie wiedziala ze brzuch nie zostal zszyty. Nie ukrywalam swojego oburzenia. Spotkalam sie twarza w twarz z jednym z lekarzy na OIOM i jednym z chirurgow. Oboje szyderczo smiali mi sie prosto w oczy. Od chirurga uslyszalam, ze uroilam sobie wszystkie informacje, poza tym nie ma co sie dziwic skoro chodze do lekarzy z pierwszej lapanki pytac o stan zdrowia dziadka. Poza tym czego my oczekujamy
skoro to jest „stary czlowiek?” Byle jaki lekarz na oddziale intensywnej terapii? Co z tego, ze stary?! Ale on zyje! jego serce bije! Po niezbyt przyjemnej rozmowie z tymi ludzmi na koniec uslyszalam, ze jesli nie podoba mi sie opieka w tym szpitalu mam przeniesc dziadka do kliniki w Szwajcarii i 
zostalam wyproszona z sali. Malo tego, dziadek z temperatura 38 stopni i kilka kresek, lezal przy szeroko otwartym oknie. Bylo zimno a dziadek w pampersie i przykrytym opatrunkiem na brzuchu. Zapalenie pluc. Kolejna sytuacja – dziadek przywiazany do lozka, podklady pod nim zolte, bandaz,ktorym byl przymocowany wezyk od respiratora zolty. Dziadek zwymiotowal i nikt! Kompetnie nikt nie raczyl ruszyc tylka, zeby to zmienic. Wyobrazacie to sobie, ze ktos z waszych bliski, lezy w bandazach i podkladach brudnych od wymiocin! Dopiero po naszej reakcji, ktos laskawie zaczal wykonywac swoje obowiazki. – czytamy dalej.

Zrezygnowani, zalamani i bezsilni obserwowalismy dalsze kroki leczenia. Chodzilismy od jednego lekarza do drugiego. I tak dzien w dzien. Sytuacje ciagle sie powtarzaly jesli chodzi o przeplyw informacji. Raz dobrze, dzien pozniej bardzo zle. W worku stomijnym nagle pojawia sie krew. Reakcji nie bylo od razu. Reakcja na zlecenie badan byla dopiero drugiego dnia. Dlaczego? „bo my juz konczymy na dzien dzisiejszy”. Krwawienie z jelita. Kolejne antybiotyki, podawane osocza. Krwawienie wedlug lekarzy ustalo. Worki stomijne zakrywane pampersem a mimo to kazdego dnia kontrolowalismy to. Krew znowu sie pojawila. Pytam… czy ktos kontroluje to, ze worek jest pelen krwi? Odpowiedz pielegniarki „faktycznie, bedziemy to kontrolowac”, ale to jeszcze nie to bylo „zabawne”. Pani doktor w rozmowie zasugerowala, ze to nie jest krew… to worek ma taka barwe i kal ma ciemno brunatny kolor (zdjecia ponizej, sami ocencie czy jest barwa worka).
Dnia 27 maja jedna z lekarzy poinformowala nas, ze zostalo zwolane konsyluim i podjeto decyzje. Leczenie paliatywne. Dalsze leczenie nie ma sensu bo nie przynosi to zadnych rezultatow. Ogrom pracy, wklad finansowy…bez powodzen.
Czy w sytuacji, gdy chodzi o zycie czlowieka wklad finansowy jest najwazniejszy? Jaki wklad? Lekow, ktore szpital ma refundowane? I klucz w sprawie… Czy wyrazamy zgode na to, zeby przestac dziadka leczyc. Jednoglosnie ja, mama i reszta rodziny powiedzielismy NIE. Na co Pani doktor odpowiedziala, ze i tak i tak wbrew naszej woli zostanie sporzadzony protokol, ktory mowi o tym, ze rozwijanie leczenia nie bedzie mialo miejsca. W razie potrzeby nie bedzie podstawiona sztuczna nerka. Zaden chirurg nie podejmuje sie leczenia. W sytuacji, gdy 
serce przestanie bic nie bedzie udzielana resuscytacja. Na jakiej podstawie i czy jest to do konca zgodne z prawem, ze tak po prostu z dnia na dzien lekarze przestaja leczyc pacjenta? Osoby, ktora jest swiadoma, rozumie kazde slowo, modli sie i patrzy ze lzami w oczach? Dzisiaj 30 maja, kiedy podchodzi Pani doktor
dalej ciagnie sie temat „byc albo nie byc”. Nerwy ze strony mojej i mojej mamy puszczaja. Jasno i wyraznie powtarzamy, ze chcemy walczyc o zycie ojca i dziadka. Pani doktor, niby spokojna i opanowana zaczyna sie unosic w strone mamy… „Pani przychodzi, zeby prowadzic ze mna monolog? Nie wiem czy my sie rozumiemy”. Z mojej strony nerwy puscily i slowami, ze dla niej to jest kolejna ciezko chora osoba, kolejna osoba ktora za chwile moze umrzec, ale dla mnie to jedna z najblizszych osob i prosze, zeby uszanowala nasza decyzje. Pani doktor strasznie oburzona tym, ze mowie chyba zbyt glosno zagrozila mi, ze opisze mnie w protokole bo ja obrazilam!
Na co odpowiedziala „nie uslyszalam od Pani slowa przepraszam”. 
Moje pytanie… czy my jako rodzina, osoby ktora nie jest w stanie sama za siebie zadecydowac nie ma nic do powiedzenaia? Czy my jako rodzina, nie mamy prawa do 
jakichkolwiek informacji? Czy lekarze sa upowaznieni do takiego traktowania drugiej osoby? Do klamstw i zatajania informacji? Moj 89letni dziadek dalej walczy, my razem z nim. Nie poddamy sie!
Nie moge przejsc kolo tego obojetnie! Nie pozwolmy lekarzom czuc sie bezkarnie! Nie pozwalajamy na to, co dzieje sie w szpitalach. W miejscach, gdzie powinnismy czuc sie bezpiecznie, w miejscu w ktorym do lekarzy powinnismy miec ogromne zaufanie. 
Jeszcze raz prosze o UDOSTEPNIANIE! – zakończyła wnuczka 89-letniego mężczyzny.

Źródło: Facebook.com Angelika Szalczyk Patryk Henke
Foto: YouTube.com Szpital Jurasza Bydgoszcz screen