Sieć obiegł obszerny wpis popularnego pułkownika Adam Mazguły. „Jarosławie Kaczyński, wzywam Pana do spłacenia rachunków za rozsianie jadu nienawiści” – rozpoczął. Udostępnił on na swoim Facebook’u część wywiadu, którego udzielił dla Dariusza Fracha. Mówił tam o nienawiści, jaka spłynęła na niego ze strony środowisk prawicowych. Apeluje on do prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego, gdyż uważa go za jednego z winowajców hejtu, który na niego spadł. Upokorzył prezesa PiS, obnażając sposób, w jaki działa i podając powody, dlaczego znalazł się on na celowniku ataków prawicy. „Obecne władze pana nie lubią, panu też z nimi nie po drodze. Cóż takiego się wydarzyło, że znaleźliście się po dwóch różnych stronach?” – zapytał dziennikarz.
„Od zawsze nienawidzę ludzi, którzy oszukują i manipulują innymi. Widziałem, co robi PiS w kampanii wyborczej i zaraz po przejęciu władzy. To nie były standardy demokratycznego państwa prawa. Wyznaczenie Antoniego Macierewicza na ministra Obrony Narodowej, którego PiS chował przed wyborami, a którego efekty antypolskiej działalności widziałem już wcześniej ustawiły mnie do tej formacji w zdecydowanej opozycji. Już 19 grudnia 2015 roku byłem w Warszawie na pierwszej demonstracji.
Ze szczególną uwagą obserwowałem sytuację w wojsku. Propaganda, Smoleńsk, nawałnica agresywnych kapelanów i odcinanie się wojska od poprzedników, a szczególnie od walczących w IIWŚ w szeregach I i II armii WP nie pozostawiało mi wyboru.
Zacząłem przypominać żołnierzom rotę składanej przysięgi i krytykować generałów za współpracę z Macierewiczem i niszczenie armii. Apelowałem na forach internetowych i przypominałem szczególnie zapis, który nakazuje „stać na straży konstytucji i honoru żołnierza polskiego bronić”.
Na wskutek tych działań władza uznała, że zaczynam być niebezpieczny, bo mówię prawdę do żołnierzy, rosła też moja pozycja wśród ludzi opozycji. Najważniejsze osoby w PiS podjęły decyzję o zniszczeniu mojego wizerunku. Za pretekst posłużyło władzy moje wystąpienie w obronie ludzi, którzy zostali objęci ustawą represyjną. Niebywałe, że tak faszystowska ustawa o odpowiedzialności zbiorowej mogła w polskim parlamencie uzyskać większość. Zrobiono to, więc bez kworum w czasie buntu posłów i obrad w Sali Kolumnowej. Była i wciąż jest jeszcze w sejmie ustawa o odpowiedzialności zbiorowej żołnierzy” – odpowiedział Mazguła.
„Nagrano mnie podczas wiecu pod sejmem i wyciągnięto jedno zdanie. Nie to, kluczowe, że oprawcami dzisiaj nie są ci, wobec których wymyślono ustawę dezubekizacyjną, ale Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński, którzy dzielą Polaków, szukają wśród nich wrogów i ubliżają całym grupom społecznym.
Oni znaleźli inne zdanie z mojego wystąpienia, o tym, ze „w stanie wojennym… najczęściej dochowano jakiejś kultury”. Najczęściej, czyli nie zawsze i jakiejś, czyli na pewno szczególnej, wybranej, nie każdej. Proszę pamiętać, że jestem żołnierzem i jeśli myślałem o wojnie, którą widziałem, to nijak miała się ona do stanu wojennego. Nie strzelała artyleria, czołgi i dywizje pancerne z nikim nie walczyły, a robiły akcje zastraszania społeczeństwa. Z resztą wojsko było z poboru i nie mogło walczyć ze swoimi rodzinami. Co innego ZOMO, służby specjalne i milicyjne, które stosowały represje głównie wobec internowanych. Kiedy zorientowałem się, że mogłem być źle zrozumiany opublikowałem przeprosiny i wyjaśnienia, ale tego już nikt nie chciał słuchać ani publikować. W zamian za to, lały się z ekranów telewizyjnych i prasy kłamstwa na mój temat, rozpowszechniane z obozu władzy, które już z mniejszą intensywnością, ale mają miejsce do chwili obecnej” – dodał. Większą część wywiadu przeczytać można na Facebook’u pułkownika.
Foto: flickr/President Of Ukraine
Źródło: Adam Mazguła