Minister edukacji i nauki, Przemysław Czarnek ma w ostatnim czasie niezbyt dobrą passę w sieci. Jego kontrowersyjne wypowiedzi m.in. o seksie oraz podręcznik do HiT poskutkowały ogromną falą krytyki, która na niego spadła. Decyzją Czarnka buntuje się również coraz większa liczba nauczycieli. Jedna z nich, Marta Kowalewska postanowiła napisać do polityka list otwarty. „Szanowny Panie Ministrze,
Piszę do Pana, jako Polka i nauczycielka z dwunastoletnim stażem, z oczywistych względów poza państwowym systemem edukacji, ale jednak na co dzień mająca do czynienia z dziećmi i młodzieżą” – rozpoczęła.
„Pozwoliłam sobie poczytać nieco o Pana życiu prywatnym i ze zdziwieniem odkryłam, że ma Pan córkę i syna. Dokonałam szybkich obliczeń i wyszło mi, że jeśli został Pan ojcem już po ślubie, a z pewnością tak właśnie było, bo tak uczciwy człowiek jak Pan bez wątpienia żyje zgodnie z głoszonymi przez siebie poglądami, to Pańskie pierwsze dziecko ma obecnie najwyżej 21 lat. Jest przedstawicielem/przedstawicielką generacji Z – ludzi wychowanych w scyfryzowanym świecie. Nie zna Europy innej niż zjednoczona. Jest beneficjentem/beneficjentką unijnych funduszy, prawdopodobnie uczestnikiem/uczestniczką programu Erasmus, posiadaczem/posiadaczką konta na Instagramie, obserwatorem/obserwatorką filmików na TikToku i fanem/fanką dostępnych na wyciągnięcie ręki seriali Netflixa. Skoro jednak pociechom nie udało się przekonać Pana do pewnej elastyczności i zrozumienia współczesnego świata, podejmę tę próbę ja, lat 35, równo dziesięć lat młodsza od Pana, pokolenie Millenialsów – czyli tych, którzy pamiętają dziki świat lat 90 i równocześnie stali się naocznymi świadkami i pierwszymi profitentami korzystnych przemian – komputeryzacji, integracji międzynarodowej, wzrastającej tolerancji, otwarcia rynku i wreszcie stopniowej laicyzacji państwa.
Panie Ministrze, czy zna Pan takie powiedzenie, że im bardziej na coś napieramy, tym bardziej to się opiera? Ta zasada w stu procentach sprawdza się w przypadku pracy z dziećmi i młodzieżą. Wzgardzą wszystkim, co ktoś spróbuje wymóc na nich groźbą i szantażem. Martwi więc, że przymus zdaje się być jedynym, co ma Pan do zaoferowania.
Dla ludzi urodzonych w XXI wieku prymas Wyszyński to postać mniej więcej tak samo realna jak Kościuszko, Karol Wojtyła jest facetem z memów i, być może, obrazów na ścianach domu prababci, a Radio Maryja to taka stacja, którą czasem niechcący włączy się w samochodzie w drodze na wakacje i jest bardzo zabawna, bo nie ma w niej muzyki i wiadomości, tylko starsi ludzie, którzy fałszując śpiewają religijne piosenki.
Trzeba oczywiście uczyć poszanowania własnych korzeni, trzeba wskazywać jak historia wpłynęła na teraźniejszość, ale żadne akademie ku czci, tendencyjne, pisane na zamówienie „podręczniki” i na nowo tworzone programy nauczania nie poradzą sobie w starciu z Google. To pokolenie, które ma na wyciągnięcie zbyt duże zasoby, by dać się oszukać. Zamiast skupiać się na przeszłości, powinniśmy wziąć się solidnie za nauczanie przedmiotów i umiejętności, które pozwolą młodym odnaleźć się we współczesnym świecie i kreować dobrą i bezpieczną przyszłość, na potrzeby i obraz ich samych, nie nasz.
Darzę szacunkiem ludzi wierzących i praktykujących katolicyzm, do których przynależność otwarcie Pan deklaruje, zakładam, że niemało jest w Polsce uczniów podzielających Pana wiarę, ale zupełnie nieuprawnione jest jej odgórne narzucanie. Konstytucja gwarantuje obywatelom wolność wyznania, dostęp do rzetelnej edukacji oraz brak dyskryminacji. Zwalnianie z zajęć fizyki na rzecz religijnych obrzędów, finansowana z publicznych pieniędzy katecheza w szkołach, w dodatku w planach umieszczona pomiędzy innymi lekcjami, obowiązkowe rekolekcje – to wszystko pogwałcenie ww. praw” – kontynuuje.
„Kolejna sprawa, Panie Ministrze. Rewolucja seksualna w zachodnim świecie, którego większość Polaków chce być częścią, rozpoczęła się już w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku i będzie postępować niezależnie od nadludzkich wysiłków podobnych panu konserwatystów. Kobiety (i dziewczynki) mają prawa (i cnoty!) takie same jak mężczyźni (i chłopcy). Równość w krajach wysoko rozwiniętych jest standardem, nie fanaberią. A równość to także prawo do decydowania o swoim zdrowiu, intymności i rodzicielstwie. Dostęp do antykoncepcji, aborcji, wysokiej jakości opieki ginekologicznej to nie są kwestie podlegające arbitralnym ocenom polityków, to po prostu prawa człowieka.
To samo tyczy się orientacji seksualnej i tożsamości płciowej. Każda młoda osoba uprawniona jest do życia w zgodzie ze sobą, niezależnie od Pana aprobaty lub jej braku. Nie jest i nie będzie Pan w stanie powstrzymać zmian w postrzeganiu różnorodności, na szczęście rówieśnicy Pana dzieci mają odwagę bycia sobą wbrew niezrozumieniu i krytyce starszych pokoleń. Dziwi mnie, że ministrowi edukacji trzeba tłumaczyć fakt, że postępu nie da się zatrzymać i to, że czegoś nie pojmujemy, nie oznacza, że możemy to negować, a co gorsza udawać, że to nie ma miejsca.
I na koniec, Panie Ministrze, jeszcze jedna ważna sprawa. Stawianie zdrowych granic, owszem, daje uczniom poczucie bezpieczeństwa. Zakładam jednak, że wszyscy chcemy przede wszystkim, aby dzieci czuły się szczęśliwe, akceptowane i spełnione. Aby tak się stało, w pierwszej kolejności trzeba budować z nimi więź. Relację opartą na zaufaniu, otwartości i rozmowie, nie na nakazach, zakazach i sankcjach. Pedagodzy przekazują młodzieży znacznie więcej niż teoretyczną wiedzę, i takie założenie powinno być podstawą systemu edukacji.
I proszę pamiętać, Panie Ministrze, że my także możemy się od młodych bardzo wiele nauczyć, ale tylko jeśli oprócz mówienia, nauczymy się słuchać. W wielu kwestiach to oni są od nas mądrzejsi, bo ich horyzontów jeszcze nic nie przesłania.
Pozostaję z szacunkiem,
Marta Kowalewska” – zakończyła.
Foto: youtube/TVP Info
Źródło: facebook.com/profile.php?id=100010194935478