Pietrzak żali się Polakom. Ulubieniec TVP twierdzi, że nie ma dla niego miejsca

Jan Pietrzak to satyryk oraz piosenkarz, który największy rozgłos zyskuje obecnie, gdy występuje na antenie Telewizji Polskiej. Niejednokrotnie był on bowiem zapraszany do jej programów w roli eksperta, gdzie dzielił się swoimi opiniami, a te często wzbudzały skrajne emocje. Zaistniał on jednak kilka dekad temu dzięki kabaretowi „Pod Egidą”, który powstał właśnie z jego inicjatywy, a w lutym obchodził 55. rocznicę założenia. Z tej okazji postanowił on udzielić wywiadu dla Polskiej Agencji Prasowej, gdzie mówił m.in. o tym, jak powstał kabaret. Postanowił także wyżalić się Polakom, iż nie ma dla niego obecnie miejsca nawet w jego rodzinnym mieście.

Ulubieniec TVP na sam koniec wywiadu stwierdził, iż przez działania kabaretu, a konkretnie piosenkę „Żeby Polska była Polską”, nie ma dla niego dziś w Polsce miejsca. „Pieśń „Żeby Polska była Polską” śpiewałem od 1976 r. Była formalnym, całkowicie spontanicznym hymnem Solidarności. Wszyscy ją śpiewali. Dopiero po stanie wojennym zaczęto robić podchody, żeby ją wycofać, bo podobno jest „nacjonalistyczna”. Zaczął się na mnie hejt inspirowany przez moskiewską „Prawdę” oraz jej przedstawicieli w Polsce. Tępią mnie za to do dziś, choć ustrój się zmienił. Do dziś „Pod Egidą” nie ma stałej siedziby. Nie ma dla mnie miejsca w Warszawie, moim rodzinnym mieście” – mówił satyryk.

Wcześniej opowiedział także, co skłoniło go do utworzenia kabaretu „Pod Egidą”, który niegdyś mógł pochwalić się ogromną popularnością. „Kabaret pod Egidą powstał na skutek wyrzucenia mnie i kilku kolegów z kabaretu studenckiego Hybrydy za „demoralizację młodzieży socjalistycznej” – poinformował. „Byłem głęboko przekonany, że Polska jednak będzie wolna, i miałem rację. Z tym mankamentem, że dla mnie miejsca nie ma. Jak w ostatniej zwrotce „Murów” Jacka Kaczmarskiego, kiedy po obaleniu murów „śpiewak” został sam” – dodał.

Czytaj dalej

Foto: youtube/TVP VOD
Źródło: crowdmedia.pl, kultura.onet.pl